Nie wszystkie moje decyzje będą spełniały kryteria praworządności z punktu widzenia purystów
Premier Donald Tusk wraz z marszałkami Sejmu i Senatu we wtorek wziął udział w konferencji "Drogi wyjścia z kryzysu konstytucyjnego". W przemówieniu otwierającym premier wskazywał na złożoność obecnej sytuacji prawnej, podkreślając, że choć w Polsce jest naprawdę wielu wybitnych prawników, zmieniły się okoliczności, w których przyszło nam działać.
Jak mówił, za jego poprzednich rządów szanowanie konstytucji wynikało z autentycznego przekonania, a nie z faktu, że "wszyscy byliśmy w tej konstytucji zakochani". "Ja nie byłem szczęśliwy wtedy, kiedy ta konstytucja została uchwalona, ale nawet do głowy mi nie przyszło, żeby z tego powodu kwestionować zasady w niej zapisane" - zapewnił.
Jako przykład innego podejścia do prawa premier wymienił wyrok Trybunału Konstytucyjnego w czasie "słynnego konfliktu o krzesło w Brukseli". Jak wskazał, choć ówczesny werdykt go nie usatysfakcjonował, również "do głowy by mu nie przyszło", by go kwestionować.
"Ja nie wiem, czy w ogóle ktokolwiek mi uwierzy na słowo, jeśli powiem, że kiedy byłem premierem, to z prof. Rzeplińskim, prezesem Trybunału Konstytucyjnego, nie spotkałem się ani razu, ponieważ uznawaliśmy obaj - a znaliśmy się dobrze wcześniej - że wysoce niestosowny jest jakikolwiek kontakt" - dodał.
Zdaniem Tuska "wszystko" zmieniło jednak osiem ostatnich lat rządów PiS. "Te osiem lat naprawdę zdewastowało system, i to nawet nie w sposób czarno-biały, bo wszyscy toniemy w szarościach, w tych luzach interpretacyjnych. Każdy ma w jakimś sensie pełne prawo i pełną rację, kiedy wypowiada sprzeczne z opiniami innych własne opinie na temat tego, co należy zrobić, a co nie. Mówię o osobistym dyskomforcie związanym ze sprawami kontrasygnat" - wskazywał.
Premier podkreślił, że każdego dnia napotyka na sytuacje, w których dysponuje narzędziami, które "nie dają mi możliwości naprawy rzeczywistości". "Mówię o narzędziach prawnych przygotowanych przez poprzedników, których intencją było zniszczenie tego ładu (konstytucyjnego - PAP), a nie wzmacnianie czy zbudowanie. Więc jako historyk moim zdaniem mogę chyba śmiało zaryzykować tezę, że mamy dzisiaj potrzebę działania w tych kategoriach demokracji walczącej" - ocenił.
"Pewnie popełnimy błędy albo popełnimy czyny, które według niektórych autorytetów prawnych będą niezgodne albo nie do końca zgodne z zapisami prawa, ale nic nie zwalnia nas z obowiązku działania. Ja każdego dnia muszę podejmować decyzje, które można bardzo łatwo krytykować i podważać od strony prawnej, ale bez tych decyzji właściwie nie byłoby sensu, żebym podejmował się odpowiedzialności prowadzenia prac rządu" - mówił premier.
Zwracając się do ekspertów i konstytucjonalistów obecnych na spotkaniu, Tusk wskazał, że "nie mając prawnych narzędzi", władza wykonawcza musi "odnaleźć w sobie siłę i determinację, (...) żeby podejmować ryzyka i podejmować decyzje, które będą czasami także przez państwa kwestionowane".
Jak zapowiedział, on sam dalej będzie podejmował decyzje "z pełną świadomością ryzyka, że nie wszystkie będą odpowiadały kryteriom pełnej praworządności z punktu widzenia purystów - w dobrym tego znaczeniu". Podkreślił przy tym, że główną przesłanką przyświecającą jego zachowaniu jest to, żeby było ono przyzwoite, bo w polityce "przyzwoitość też ma znaczenie". (PAP)
sno/ nl/ godl/ jpn/